I kolejny nadmorski wyjazd. Tym razem udało się „wbić haka” w wyjazd mojego drugiego brata – Krystiana z żoną – Violką i ich pieskiem – Boni. Wbiłam się ja i moja Mama 🙂 Pojechaliśmy na kilka dni do Mrzeżyna (1-8 sierpnia 2017). Wszystko już wcześniej było zaplanowane przez nich tzn. wybrany termin, nocleg i miejsce. W związku z tym, że zarezerwowali domek 4-osobowy, a my mogłyśmy w tym czasie także jechać, to za ich zgodą zabrałyśmy się z nimi.





Pojechaliśmy autem, gdyż w tą stronę z Dolnego Śląska, można fajnie i szybko dojechać i tutaj akurat jest wygodniej autem. W związku z tym, że oni podróżują z psem, to wybrali miejsce, w którym już kiedyś byli i nie było problemów z czworonogami – domki letniskowe przy ul. Kołobrzeskiej 14.
Największym plusem jest to, że jest tam basen ( czy też basenik), całkiem przyjemny. I jest bardzo sympatyczny właściciel. Można tam także wynająć pokoje. Na tym terenie znajduje się także namiot z kuchnią i stołem bilardowym ;). Z informacji, jakie tam uzyskaliśmy wiemy, że właściciel zakupił jeszcze jedną działkę i ma po wakacjach zacząć stawiać takie już nowsze domki. Dla miłośników koni także się coś znajdzie 🙂 Jest także miejsce do gry w siatkę. A i jeszcze stawiana jest świetlica. Moim zdaniem miejsce całkiem sympatyczne.


Do morza jest kawałeczek (5-10 min). My chodziliśmy akurat na dalszą plażę za portem, gdyż tam można było zabierać ze sobą swoje pupile.

W Mrzeżynie byłam dawno temu na przysiędze, właśnie u Krystiana, ale nie wiele z tego pamiętałam. Ogólnie jest to bardzo malutka nadmorska miejscowość, której największą atrakcją jest samo morze i plaża i gdzie jadąc, to raczej trzeba liczyć na pogodę. Bez tego może być tam ciężko ;). Oczywiście jest tam pełno namiotów, straganów z różnym pożywieniem, ubraniami, zabawkami, pamiątkami, grami itp. Jak ktoś chce powydawać pieniądze, to na pewno się to uda 😉

Tutaj także trafiliśmy na pogodę i także udało się nam poplażować. Ale żeby nie było tak różowo i abym nie była za bardzo szczęśliwa tymi moimi bardzooo długimi wakacjami, to o mało co nie złamałam sobie stopy (i to praktycznie na samym początku). Dwa dni kuśtykałam i chodziłam na pięcie. Potem stanęłam na dwie nogi, ale do teraz mnie boli, a mija już prawie miesiąc :/ Ortopeda wzywa nieubłaganie 🙁 To chyba na takie otrzeźwienie 😉 Całe szczęście nie jest to złamanie, choć we znaki się daje nieźle.
Najbardziej w Mrzeżynie podobała mi się szeroka plaża i odnowiony port. Bardzo przyjemne miejsce.


Jeśli chodzi o jedzenie to upatrzyliśmy sobie bar „Barracuda”. Jedzenie naprawdę smaczne, domowe i niedrogie. Ruskie to były mega wielkie i dobre!
A jeśli chodzi o rybkę to jedliśmy „U Oczka” oczek.eu . Mój brat zna kogoś z tej rodziny i polecił nam to miejsce. Wszystko to znajduje się przy głównej ulicy. A najfajniejszy sklep jaki tam był, to sklep połączony z piekarnią, prawie w samym centrum. Łatwo można go znaleźć węchem 😉 Codziennie świeże pieczywo – chlebek, bułeczki zwykłe, słodkie mmmmm….

Pysznego schaboszczaka zjadłam w „Barze Daniela” (tuż obok piekarni).

Pizze, zapiekanki i świeżutko wyciskane soki w „Marinero” (w porcie) – a jakie sympatyczne chłopaki z obsłudze ;).

A lody naturalne z automatu – na końcu, tuż przy wyjściu na drogę, w porcie – pyszne (śmietankowe lepsze).
Któregoś dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę do Kołobrzegu. Poszliśmy na przystanek, autobus się spóźnił i jakiś pan zaproponował nam podwiezienie do Kołobrzegu, bo akurat jechał w tamtą stronę. Gdyby nie mój brat, to raczej bym nie wsiadła, ale pan był starszy, drobny, miał punto ;), więc pojechaliśmy. Sympatyczny był, powiedział, że przywiózł tu kogoś z rodziny (paręset kilometrów, już nie pamiętam dokładnie skąd ale z daleka), bo chciał przyjechać do dziewczyny i miał z nim wracać tego dnia, ale nie przyszedł na miejsce, w którym się umówili. Hmmmm…. historia trochę dziwna. Naszym zdaniem tak sobie „wakacyjnie” dorabiał, ale niech mu będzie. Daliśmy mu 20 zł na paliwo czy gaz (bo jeździł na gaz, a nie powiedział ile chce). Wróciliśmy z powrotem już autobusem i autobus kosztował ok 6 czy 7 zł za osobę.
A co w Kołobrzegu „na szybko” ? Latarnia (można na nią wejść, teraz nie byliśmy akurat ale ja byłam w listopadzie i naprawdę warto), promenada i molo. Skończyliśmy spacerem do rynku. Kołobrzeg to już jest spore miasto.


Cały wyjazd był miły, sympatyczny, rodzinny, spokojny… No gdyby tylko nie ta noga… 😉 Codziennie robiliśmy praktycznie tą samą trasę, więc nie mam zbytnio czym się z Wami podzielić 😉
Ale parę fot z Mrzeżyna jeszcze wrzucę:








Ale jedno co jest, jak dla mnie, stuprocentowo pewne to to, że nasze polskie morze jest wspaniałe. I jeśli ktoś lubi nasze morze to wszędzie będzie fajnie 🙂
Wakacje się skończyły ale morze jesienią też jest cudne 🙂
Morze Polskie…❤❤