W dniach od 2 do 4 marca 2018 r. byliśmy na Kursie Lawinowym w Zakopanem, a dokładniej w schronisku Murowaniec na Hali Gąsienicowej i okolicach ;).
Kurs prowadzony był przez ratowników TOPR, a głównym prowadzącym był Naczelnik TOPR – Jan Krzysztof. Świetny człowiek – w ciekawy i bardzo przystępny sposób przekazuje wiedzę i jeszcze wplecie w to trochę humoru :). Namiar na ten kurs i inne znajdziecie na stronie kursylawinowe.pl
Kurs taki kosztuje 360 zł. Mój narzeczony wygrał go w pracy :), więc tylko za mój trzeba było zapłacić. Dojazd i wyżywienie były we własnym zakresie. W Murowańcu dobrze dają jeść, lecz do najtańszych ono nie należy 😉 Ale woda gorąca jest do oporu za darmo, więc jakby ktoś chciał koszty obniżyć, to wszystko co można przyrządzić z użyciem gorącej wody, śmiało można zjeść.
Kurs zdecydowanie polecam wszystkim tym, którzy uwielbiają wędrówki górskie oraz narciarzom wszelkiego rodzaju, gł. skiturowcom. Najważniejsze przy zagrożeniu lawinowym to posiadanie łącznie (jest to dość kosztowne ale NIEZBĘDNE, jeśli chcecie aby Was szybko odnaleziono i uratowano lub żebyście to Wy odnaleźli i kogoś uratowali):
- detektora – jest bardzo dużo rodzajów – jak już kupować to 3-antenowy i im ktoś jest mniej doświadczony tym najlepszy, najłatwiejszy w obsłudze; wbrew pozorom nie jest tak łatwo się takim urządzeniem posługiwać; jak ktoś już kupi to musi sporo wcześniej poćwiczyć jego obsługę, bo jak zejdzie lawina to nie będzie już na to czasu… no chyba, że to nas zasypie a my umeiliśmy go chociaż włączyć 😉 słaby żart, tak wiem ;))
- sondy, która pozwoli na wyznaczonym, za pomocą detektora, terenie odnaleźć dokładnie zasypanego lub gdy nie ma detektora, to chociaż pozwoli cokolwiek zrobić, by ewentualnie przy ogromnym szczęściu natrafić w lawinisku na zasypanego, krok za kroczkiem wbijając ją w śnieg (bardzo czasochłonne na miejscu, w którym zeszła lawina bo jest to zawsze spora połać terenu)
- łopatka, która po wcześniejszych 2 czy 1 kroku pozwoli nam odkopać poszkodowanego – i tu jest ważna specjalna technika, którą zobaczycie na poniższych zdjęciach; jakby ktoś mi tego nie powiedział i nie pokazał to nikt naturalnie nie wpadłby na taki rodzaj kopania
Wg badań jakie przeprowadzono wyszło, że tylko te 3 rzeczy łącznie pozwalają na osiągnięcie czasu do 15 min. Odkopanie człowieka do 15 min od zasypania daje mu ok 90% szans na przeżycie, przy zasypaniu do ok 1 m (80-120cm). Po 30 min szanse spadają do 40%, po 60 min do 30%. Już po ok 45 min 2/3 zasypanych nie przeżyje. Ale to nie musi być regułą i zdarzają się przypadki, że ludzie przeżywają nawet jeszcze po większym czasie, więc nie należy rezygnować z poszukiwań czy kopania. Nie wszystko zależy też tylko od czasu – ważna jest przestrzeń, temperatura. Okazało się kiedyś, że pewien mężczyzna przeżył bardzo długo, bo lawina dopchnęła go do jakieś rzeczki czy strumyka i głowę miał gdzieś przy wodzie, gdzie dochodził tlen i go odnaleziono i odkopano i nic mu nie było. Ktoś tam kiedyś wpadł pod jakiś korzeń i miał sporo przestrzeni i też wytrzymał dłuższy czas. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia.
Lawiny ruszają przy stokach o nachyleniu 30-45 stopni. Powyżej 50 stopni czy poniżej 25 bardzo rzadko.
W pierwszy dzień tj. 2 marca mieliśmy na godz. 15:00 dotrzeć do Schroniska Murowaniec. Tam mieliśmy się zameldować i o godz. 16:00 zacząć miał się wykład. I w ten dzień był przewidziany tylko wykład, wydawanie sprzętu (detektora, sondy i łopatki- każdy otrzymał swój) no i integracja grupy ;).
Wykład dotyczył m.in. podstawowej wiedzy o lawinach gł. czynniki lawinotwórcze, zachowania w lawinie oraz ratownictwo partnerskie.



Ja w sumie nie wiem czy mogę udostępniać te slajdy, ale patrząc na to, że jest to po pierwsze w celu uświadomienia zagrożeń i zachowań oraz było to przygotowane przez ratowników TOPR, którym zależy by ludziom nie działa się krzywda to chyba tak 🙂 Choć oczywiście ja zachęcam do wzięcia udziału w kursie – http://kursylawinowe.pl/ lub gdziekolwiek indziej, gdzie zasięgniecie PEŁNEJ wiedzy w tym temacie od specjalistów. To jest kropla w morzu. Ja jestem laikiem w tej kwestii i dzielę się tym bardziej po to, by zainspirować Was do poszukiwania wiedzy w tej kwestii (dla zainteresowanych tematyką) lub pokazać gdzie ewentualnie można tą wiedzę znaleźć i jak to wygląda :).
A jeszcze tak od początku. Przed wyjazdem bardzo panikowałam bo był to czas tych największych mrozów. Bałam się, że będzie mi zimno, że ogólnie będzie ciężko, że już jest 2 stopień lawinowy a do schroniska przecież samemu trzeba było dojść. A jeszcze to w ogóle najpierw trzeba było dojechać do Zakopanego, a auta 2 się psuły i jedno zostało oddane do naprawy (całkiem się zepsuło), a drugie mieliśmy nadzieję, że jeszcze wytrzyma ten wyjazd, więc był to dodatkowy stres (przynajmniej dla mnie ;)). Dowiozło nas i wróciliśmy też – uf, ale trwało to dużo dłużej. Zatrzymaliśmy się na miejscu parkingowym (darmowym oczywiście ;)) przy Drodze na Bystre, za stacją benzynową przy rondzie na Kuźnice. Ja z tego swojego strachu to wybrałam najłatwiejszą drogę jaka może tylko prowadzić do Schroniska Murowaniec, czyli szlak czarny z Brzezin. Tym szlakiem dowożą autami jedzenie do schroniska i jest to także droga rowerowa. Ale jeszcze trzeba było do tych Brzezin dojechać a jak się okazało na pierwszym przystanku – początek marca do któregoś tam kwietnia to sezon martwy. Były busy co 10 min ale w okresie letnim czy w okresie ferii. Poczekaliśmy jakieś 10 min aby przyjechało cokolwiek by się zapytać jak tam dojechać, bo to ta sama droga co na Morskie Oko ale nic nie przyjechało, więc poszłam zapytać się o jakieś taksówki i pani w sklepie powiedziała mi że za rogiem, jakieś 100 m jest postój taksówek. Była, czekała i pan powiedział, że za 30 zł nas zawiezie. Było już po 12 a o 15 mieliśmy być w schronisku, więc długo się nie zastanawialiśmy. Po jakiś 10 min byliśmy na początku szlaku. Droga wspaniała – jak dla mnie idealna jak na dojście po długiej podróży i z ciężkim plecakiem, tylko nic nie było widać, bo sam las jest prawie do końca. Jakiś kawałeczek był odsłonięty ale była słaba widoczność. Było to 7 km z kawałkiem. W mailu przed wyjazdem dostaliśmy informację, że szlak niebieski z Kuźnic też będzie odpowiedni (przy stopniu 2 zagrożenia lawinowego) ale ja go pamiętałam kiedyś jak schodziłam i wiedziałam, że będzie ostrzejszy (nim akurat wróciliśmy). A było mi tak ciepło po drodze (bo to był pierwszy dzień spadku temperatury po tych mrozach), że nawet rękawiczek nie zakładałam, bo aż gorąco mi było w ręce (jak nigdy). Także pierwszy stres odpadł – dojazd, dojście i temperatura ;). Już było dobrze :).





Także 2 marca spędziliśmy na dotarciu do schroniska, wykładzie, wydaniu sprzętu i integracji, która zakończyła się dość szybko, bo chyba ok 21 czy 22 bar zamknęli o 20 i wszyscy też byli pomęczeni a rano trzeba było już wstać. Podzieliliśmy się na 2 grupy (jeszcze wieczorem) i jedna miała wyjście o 8.30 a druga o 9:15.
My byliśmy w tej drugiej i rano o godz. 9:15 zaczęliśmy szkolenie w terenie. Zaczęliśmy od testu grupowego detektorów, czyli takie sprawdzenie czy wszystkie działają poprawnie – niektóre mają taką funkcję automatyczną w sobie, a jak nie mają to po prostu sprawdza się czy działają przy wysyłaniu sygnału oraz przy poszukiwaniu sygnału. Ja w ogóle pierwszy raz się dowiedziałam, że w niektórych miejscach są takie specjalnie urządzenia (na pewno jest takie przy Murowańcu i w Kuźnicach), gdzie można sprawdzić detektory (poniżej na zdjęciu). Ja nigdy wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi niestety (w sumie detektora nie posiadam ale dziwię się, że nie zauważyłam tego).
Po tym udaliśmy się 5 min drogi dalej na większą przestrzeń, gdzie ostatecznie zostaliśmy podzieleni na 3 grupy i każda wykonywała po 3 zadania:
- poszukiwanie 1 zasypanego przy użyciu detektora i sondy
- poszukiwanie kilku zasypanych przy użyciu detektora i sondy
- odkopywanie zasypanego
Zajęło nam to czas do ok 14 czy 15. Pogoda była idealna – mrozik i piękne słoneczko! I tak naprawdę tutaj zostaliśmy uświadomieni, że bez praktyki, mając nawet cały sprzęt byłoby ciężko coś zadziałać. Więc nie wystarczy tylko obkupić się w detektor, sondę czy łopatkę… Zdecydowanie to sprawy nie załatwi. Ja nie chciałabym aby wiedza tam zdobyta przydała mi się kiedyś do czegokolwiek, bo to musi być naprawdę ogromne przeżycie i nie wiem co jest gorsze – być przysypanym czy ratować kogoś (myślę o kimś bliskim, znajomym). Oczywiście w pierwszej sytuacji jest groźba śmierci ale w drugiej jest stres po przejściu lawiny, po zasypaniu kogoś, potrzebie odnalezienia, odkopania a to naprawę musi być ciężkie i fizycznie i psychicznie… I ilekroć sobie to uświadamiałam to byłam bardziej przerażona i stwierdziłam, że ja chyba nie jestem w stanie podejmować takiego ryzyka – nawet mocno ograniczonego, w pewnych dopuszczalnych granicach. Ogólnie rzecz biorąc, jak jest choćby 1 stopień zagrożenia lawinowego tzn, że ryzyko lawinowe już jest. Przy pierwszym stopniu zagrożenia lawinowego jest ok 10% śmiertelnych wypadków.
Jak dowiedzieliśmy się podczas wykładu, jeszcze wcześniejszego dnia, podczas zejścia lawiny i zasypania kilku osób mogą pojawić się też dylematy moralne. Zasadą poszukiwania jest to, że odkopuje się jako pierwszego tą osobę, która jest zasypana na mniejszej głębokości, bo ma większe szanse na przeżycie. A co w sytuacji gdy wiemy lub myślimy, że wiemy (bo np coś tam zostało na górze – rękawiczka, narta itp), że np. na 2 m jest nasz partner a na 1 m jest nasz znajomy, po prostu ktoś dla nas dalszy? Powinniśmy odkopywać znajomego… Powinniśmy, bo ma większe szanse. Nie życzę nigdy nikomu takich wyborów.
A teraz trochę zdjęć z zajęć w terenie:















Po powrocie z zajęć w terenie mieliśmy chwilkę na ogarnięcie się i poszliśmy na kolejną część wykładów. Tutaj także dowiedzieliśmy się wielu ważnych i przydatnych rzeczy m.in. : czynniki lawinotwórcze, komunikaty lawinowe i elementarne metody redukcji czy jak planować i oceniać ryzyko. Zakończyliśmy ten dzień grą w karty, która nas bardzo dużo nauczyła. Oczywiście to były specjalne karty- Snow Safety Cards – kształcąca gra karciana stworzona przez wybitnego, szwajcarskiego specjalistę lawinowego Wernera Muntera, wydana przez Snow Safety Center. Gra jest zaprojektowana do nauki bezpiecznych zachowań w terenie zagrożonym lawinami. http://www.szkola-gorska.pl/index.php/gra-lawinowa
Całą zdobytą wiedzę mieliśmy wykorzystać dnia następnego podczas wyjścia w teren.
Teraz kilka slajdów z wybranymi informacjami (kropla w morzu, dla mocno zainteresowanych bardzo polecam ten kurs)




















Po zakończeniu gry (kilka dobrych rozdań ;)) pointegrowaliśmy się trochę i poszliśmy spać, bo rano miało być wyjście w teren, sprawdzające naszą zdobytą wiedzę.
I nadszedł ostatni dzień kursu (04.03.2018). Jaki rano był szał i jaka była kolejka w barze do zakupu śniadania. Ja, jak nigdy, dużo przed czasem tzn przed otwarciem baru, zeszłam na dół stanąć w tej kolejce i byłam prawie na końcu. Jak dobrze teraz pamiętam to wyjście było ok 8.30. Dobrze, że bar otworzyli 30 min wcześniej niż powinni i jakoś poszło gładko:)
Jak wiecie zapewne, niedaleko schroniska Murowaniec jest Czarny Staw Gąsienicowy. I to było miejsce, gdzie w tym terenie (wokół tego stawu) doszłam kiedyś najdalej. Ja gdzieś tam, w którymś momencie usłyszałam, że będziemy iść nad Zmarzły Staw Gąsienicowy, ale głupiutka pomyślałam, że to chodzi o ten staw a jest zima, więc ktoś tak powiedział, bo jest zamarznięty (serio! :/). A to nie był ten staw, tylko ten powyżej, po drodze na Zawrat, czyli właśnie Zmarzły Staw Gąsienicowy (1788 m n.p.m.). Ale po drodze był też i Czarny Staw Gąsienicowy (1620/1624 m n.p.m.), który przeszliśmy środkiem 🙂 Byłam prawie ostatnia, a możliwe, że i jednak ostatnia 😉 Jak zobaczyłam ostatnie podejście, to stwierdziłam, że ja nie idę. Ale się jednak doczłapałam. 😉
Pogoda była idealna. Idąc od schroniska Murowaniec w stronę Kasprowego, po chwilce skręca się w lewo, na taką o to ścieżkę jak poniżej, która prowadzi nad Czarny Staw Gąsienicowy. Po drodze zatrzymywaliśmy się i ocenialiśmy teren i jakie jest zagrożenie i co można byłoby zrobić aby je ograniczyć.




















I to był koniec naszej wspólnej wycieczki. Tutaj każdy już poszedł jak chciał. Część poszła na Zawrat, część poszła jeszcze na wycieczkę skiturową (zeszli z nami w dół ten ostry kawałek i poszli na górkę w prawo aby potem zjechać do schroniska), a chyba tylko my plus nasi opiekunowie wróciliśmy do schroniska. Osobno, bo oni zjechali na nartach.







Ok. 13:20 wróciliśmy do schroniska po swoje rzeczy (pokoje zdane ale mogliśmy rzeczy zostawić). W środku coś zjedliśmy i napiliśmy się czegoś ciepłego, bo jeszcze musieliśmy wrócić do auta.








W domu byliśmy późno, ale było super! Polecam, zachęcam – dbajcie o swoje bezpieczeństwo w górach :))
Wiem, że już za oknem prawie lato, więc to będzie wpis na małą ochłodę 😉