W dniu 2 kwietnia 2017 r postanowiliśmy wybrać się całą rodzinką do Harrachov. Pomysł był mój, gdyż przypomniało mi się, że jest tam jedno miejsce, które chciałabym zobaczyć a mianowicie – Mumlavsky Vodopad. Kiedyś już dawno temu byłam w Harrachov, ale wtedy tylko zwiedziliśmy skocznię – tą największą, weszliśmy na samą górę i czasu nam jakoś brakło by iść nad wodospad – a jak się teraz okazało to jest tylko ok 1 km od skoczni. Choć, jak sobie teraz przypominam, to ja chyba wtedy dowiedziałam się o tym wodospadzie z jakiejś tabliczki, dopiero tam na miejscu. Celem tamtego wyjazdu była tylko skocznia, bo wiedziałam, że jakaś tam jest 😉
Jak widać nawet i tego nie sprawdziłam, ponieważ skoczni było więcej – obok były jeszcze trzy, takie jedna przy drugiej, czyli łącznie jest ich 6 (przynajmniej tyle widziałam). Jest jedna największa dobrze widoczna z daleka, obok niej jest mniejsza, kawałeczek dalej jest 1 chyba nieużytkowana (i te wtedy widziałam a po 2 chodziłam – największa i ta obok), no a jeszcze dalej są te 3 (poniżej zdjęcie).
Harrachov to bardzo przyjemnie miasteczko. A jakby ktoś chciał zrobić czeskie spożywcze zakupki to przy samej granicy jest market – coś a’la Lidl (podobnie w środku) ale nazywa się Norma (Studentska i Lentilky zakupione ;))
A wracając do wyjazdu to przyjechaliśmy z przygodami po drodze (z naprawą auta – klocków hamulcowych) ok 11.30 od strony Szklarskiej-Poręby i zaparkowaliśmy niedaleko skoczni. Udało nam się nic nie zapłacić. Jakiś pan powiedział, że nic nie zbierali tego dnia za parking, chyba dlatego, że rano była brzydka pogoda, bo dzień wcześniej płacił. Ten pan wracał z nartami, bo jeszcze wyciąg przebiegający nad skocznią chodził i narciarze korzystali.
No i to spowodowało, że droga, którą kiedyś szłam pod skocznie była zajęta, bo tam przebiegała trasa. Zatem po szybkim rekonesansie otoczenia zobaczyliśmy coś na kształt jakiegoś mostu i stwierdziliśmy, że tamtędy chyba można także dostać się do skoczni.



Szliśmy tam jakieś 5 minut i okazało się, że jest to restauracja i chyba też hotel a na samym szczycie przebiega „droga” która prowadzi pod skocznie. Po lewej stronie od tego znajdują się te 3 skocznie – od największej do najmniejszej a nad nimi góruje ta największa.
I faktycznie droga do tej największej przebiegała po dachu tej restauracji.
Jak doszliśmy pod największą – chyba mamucią to tam sobie chwilkę posiedzieliśmy i powygłupialiśmy się. Pogoda była genialna. 2 dzień kwietnia a my w krótkich rękawkach. Niestety moja familia zrezygnowała z wejścia na skocznię a ja odpuściłam tylko dlatego, że kiedyś już tam byłam 😉 Jakbym nie była to niestety musieliby czekać 😉 Ja nie wyobrażam sobie już podejść pod jakieś miejsce, być w jakimś miejscu i go nie zwiedzić dokładnie. Czasem zdarza się, że nie ma czasu już na coś więcej, więc z ciężkim żalem odpuszczam. Oj z bardzo ciężkim 😉








No i stamtąd ruszyliśmy w stronę wodospadu Mumlavy. Wcześniej nam ratownik z Horskiej Służby powiedział, w którą to jest stronę i tam poszliśmy, czyli schodząc ze skoczni tą samą drogą należy iść w lewo. Następnie przy dworcu autobusowym my poszliśmy prawą stroną (bo nie wiedzieliśmy, że w lewą też można ;)) i przez Hornickie Muzeum (niestety zamknięte do maja a patrząc na stronę w internecie musi być warte zobaczenia) ruszyliśmy do wodospadu. Droga wspaniała, gdyż biegnie przy samej rzece. Było tam jeszcze trochę oblodzonego śniegu ale spokojnie można było przejść. Wody było bardzo dużo, więc było sporo szumu. Ogólnie od skoczni do wodospadu jest max 1,5 km.
Zdjęcia z drogi nad wodospad od tej restauracji z drogą na dachu:
A jedna ważna rzecz. Za dworcem autobusowym jest bardzo duży parking (50 koron za cały dzień – na zdjęciu powyżej widać znak a na innym widać i parking) i ponoć jeden z najtańszych (tak wyczytałam z jakiejś opinii przed wyjazdem). My wjechaliśmy do środka do miasta i akurat pierwsze podjechaliśmy pod miejsce, gdzie jest blisko do skoczni i do wyciągu narciarskiego i tam zaparkowaliśmy za free, bo tak się udało. I na tym parkingu nie stanęliśmy tylko dlatego, że nie namierzyłam go wcześniej ani przez google map w domu ani w realu (przeczytałam że taki jest ale na mapie już go nie zlokalizowałam a po drodze się na niego nie natknęliśmy) . Jakbyśmy po przekroczeniu granicy skręcili w pierwsze lewo, gdzie był kierunek na skocznie, to tam wyjechałoby się koło tego parkingu (tak wydedukowałam po drodze nad wodospad ;))
W końcu dotarliśmy do celu – przepiękny Mumlavsky Vodopad, ponoć ma 9 m. Obok niego jest schronisko – można się tam posilić i posiedzieć sobie na zewnątrz w takim a’la ogródku patrząc na ten piękny widok, tego naprawdę cudnego wodospadu nad rzeką Mumlava.
Zbliżała się pora obiadowa i moja rodzinka zrobiła się głodna, więc chcieli szybko schodzić. Ja podbiegłam jeszcze do szczytu wodospadu zrobić jeszcze parę zdjęć. Zeszliśmy w dół drugą stroną – droga szeroka, prosta, nadająca się dla osób z wózkami i wyszliśmy na dworcu autobusowym, tylko po drugiej stronie niż wchodziliśmy do góry.
Niestety głos większości zadecydował, że jeść będziemy w Szklarskiej-Porębie, więc czeskiego pysznego obiadku nie udało się zjeść.
Oczywiście propozycja wyjazdu jest dla osób, które dość blisko mieszkają (my mieliśmy ok 1 godz 40 min do Harrachov) lub dla osób, które np przyjadą w odwiedziny do Karpacza, Szklarskiej-Poręby, Świeradowa-Zdrój, bo to jest dość niedaleko tych miejsc.
Ja Wam gorąco polecam odwiedzić Harrachov!
Tak naprawdę gdybyśmy nie poszli na obiad, to oprócz paliwa, nie kosztowałaby nas ta wycieczka ani jednej korony czy złotówki. Na skoczniach już byłam wcześniej i nic nie płaciłam ani wtedy ani teraz. Idąc nad wodospad też nic nie zapłaciliśmy.
Niestety nie udało mi się zdobyć żadnego znaczka turystycznego – takie drewniane i okrągłe, które zbieram. Widziałam je przez szybkę, ale sklep był zamknięty :/ Zatem trzeba będzie tam jeszcze wrócić 😉 …
Super!!