Czarnobyl część 1

Skoro wszystko zaczęło się od Czarnobyla to wypadałoby aby mój pierwszy obszerniejszy wpis dotyczył właśnie podróży w to miejsce.

Jak to się stało, że w ogóle tam pojechałam i ogólne moje przeżycia i spostrzeżenia znajdziecie w moim felietonie na licznikgeigera.pl

http://licznikgeigera.pl/dziecko-czarnobyla/

 

ORGANIZACJA

 

Na początku wybrałam kogoś kto nas tam zabierze – wypadło na całe szczęście na strefazero.org. Wyjazd nie należał do najtańszych – 1790 zł/os ale czułam, że te pieniądze będą dobrze wydane. Następnie dokonałam wyboru terminu, który odpowiadał mi i mojemu narzeczonemu najbardziej (w danych okolicznościach) i wypadło to akurat na październik a dokładnie 2-9 października 2016 r.

Fakt, że wolałabym cieplejszy miesiąc, ale już nie było jak tego zorganizować a na kolejny rok nie mogliśmy przełożyć, bo blok IV elektrowni czarnobylskiej miał zostać przykryty końcem listopada nowym sarkofagiem – Arką. A ja musiałam zobaczyć jeszcze stary widok !

Wyjazd był z Warszawy a ja mieszkam niedaleko Wałbrzycha, więc jeszcze trzeba było zorganizować dojazd i powrót do Warszawy. Dobrze, że było to odpowiednio wcześniej, więc na 30 dni przed wyjazdem (bo tyle najwcześniej można kupić i są najtańsze) udało się kupić bilety na Pendolino z Wałbrzycha do Warszawy za 79 zł od osoby i na 30 dni przed powrotem z Warszawy do Wałbrzycha, także w tej samej cenie. Zrezygnowaliśmy z dojazdu autem z uwagi na problem z parkowaniem, bo raczej na darmowy parking nie mieliśmy co liczyć a dodatkowo płacić za parking nie chcieliśmy. Poza tym czas dojazdu Pendolino to ok. 5h (podobny lub nawet większy czas byłby autem) a dodatkowo nikt nie musiał się „męczyć” prowadzeniem auta, tylko mogliśmy się spokojnie wyluzować.

 

tyle miałam bagażu 🙂

Jedyny błąd jak się później okazało to jednak był czas wyjazdu, bo mogliśmy jednak jechać trochę później (już nie Pendolino, bo ono jedzie tylko raz dziennie z Wałbrzycha ale to akurat nic nie szkodzi – choć Pendolino jest pewne czasowo :)). Trochę snuliśmy się po Warszawie a głównie to po Złotych Tarasach i wokół Pałacu Kultury i Nauki. Byliśmy ok. 10 w Warszawie a wyjazd mieliśmy o 22. Spokojnie mogliśmy przecież wybrać inny pociąg i być chociaż ok. godz 18. Choć tak naprawdę w sierpniu, jak to wszystko organizowałam to myślałam o tym, że będziemy mieli czas coś pozwiedzać. A że wypadło tak, że w dniu wyjazdu byłam jeszcze na końcówce choroby i niezbyt mi się chciało robić cokolwiek to tak się snuliśmy…

 

2 października 2016 – 1 dzień

 

Pierwszy dzień to był właśnie wyjazd. O 22 pod Pałac Kultury i Nauki w Warszawie podjechał autokar ze Świerk. Zapakowaliśmy się wszyscy no i chwilę poczekaliśmy na Pawła (Paweł Mielczarek – organizator ze Strefa Zero). Jak się okazało to troszkę zaspał, bo z samego rana powrócił z wyjazdu a już tego samego dnia na nowo wyjeżdżał, a on jest jednym z 2 kierowców, więc on musi wypocząć. Opowiedział nam to wszystko w swoim stylu, czym wszystkich ułagodził, bo dar do opowiadania ma niesamowity :).

Chwilę przed przyjazdem autokaru przyszedł do nas pan, u którego mogliśmy zakupić w dobrych cenach (z paragonem! zaznaczam to, bo teraz uczciwość trzeba zaznaczyć :)) mapki Prypeci – 2 rodzaje. To też było zorganizowane przez StrefaZero.org

Jak się nie mylę to te mapki.

http://marciak.pl/mapa-prypeci/

Bardzo pomocne. Zachęcam do zakupu przed wybraniem się do Strefy

 

3 października 2016 – 2 dzień

 

W nocy przekroczyliśmy granicę (nie było tak źle :)). W okolicach południa przyjechaliśmy do Muzeum Korupcji – dawna rezydencja Wiktora Janukowycza. Wszyscy wyrazili chęć pojechania tam, choć była możliwość rezygnacji z tego punktu. Bardzo ciekawe miejsce, z tym, że mało czasu tam mieliśmy. To jest kawał terenu (135 hektarów), na którym znajdują się różne ciekawe obiekty (niestety większość dodatkowo płatnych). Do samego Muzeum wstęp jest płatny 20 lub 30 UAH (teraz już dokładnie nie pamiętam).

Każdy poszedł na własną rękę. Mieliśmy chyba 1,5 godz czasu, ale teren był tak duży, że ledwo zdążyliśmy wrócić na miejsce zbiórki. Szliśmy na tzw „czuja” i w którymś momencie nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i jak mamy wrócić. Spotkaliśmy 2 pary z naszej wycieczki i jakoś wspólnie dotarliśmy. Trochę mnie to emocji kosztowało, ale była to fajna przygoda ;). Czas ucieka, my nie wiemy gdzie jesteśmy i ile czasu potrzeba aby dojść do wyjścia… Ale wszystko się udało 😉 Do tych miejsc dodatkowo płatnych nawet nie wchodziliśmy, bo nie mieliśmy już czasu.

Poniżej parę zdjęć z tego miejsca

na skraju posiadłości Wiktora Janukowycza

 

Po zwiedzeniu Muzeum Korupcji wyruszyliśmy do miejscowości Sławutycz, czyli miejsca, w którym mieliśmy spać przez kolejne kilka dni.  Sławutycz – to miejscowość wybudowana zaraz po katastrofie czarnobylskiej dla pracowników elektrowni. Bardzo mi przypadło do gustu to miasto.

Po przyjeździe do Sławytucza nastąpiło rozwożenie wszystkich po miejscach, w których mieli nocować, czyli głównie po kwaterach prywatnych. Ja z racji tego, że nie lubię kręcić się obcym ludziom po ich prywatnych mieszkaniach (no niestety tak mam ;)) – wybrałam hotel (za dodatkową opłatą ale było warto). Jaki to był hotel… Nawet się nie spodziewałam tego!  Hotel „Sławutycz” przy głównym placu w tymże mieście.

Ja wcześniej nawet przez sekundę nie zastanawiałam się jaki to będzie hotel. Interesowało mnie tylko to, aby był to pokój 2-osobowy i tyle.  Oprócz nas spały tam jeszcze 3 pary. I jak tak sobie dojeżdżaliśmy do hotelu, a był to przedostatni przystanek i widzieliśmy wcześniej prawie cały Sławutycz, gdyż rozwieźliśmy prawie cały autokar, to ktoś z nas zaczął się głośno zastanawiać nad tym, co to będzie za miejsce i że raczej na luksusy nie mamy co liczyć ;). W sumie miasto nie takie stare, bo 30-letnie ale mieliśmy wrażenie, że mogło ono zatrzymać się właśnie te 30 lat wstecz.

Dopłata do spania w hotelu wyniosła 70 zł od osoby i powiem Wam szczerze, była to jedna z naszych najlepszych inwestycji ;). Zaraz Wam wrzucę parę fotek, ale od razu chciałabym się wytłumaczyć – robione były parę chwil po wejściu. Po całej podróży byliśmy tak zmęczeni, że weszliśmy i wszystko zrzuciliśmy z siebie i zaczęliśmy się rozpakowywać bardzo mozolnie.  A ja akurat zrobiłam zdjęcie jak wszystko było tak „ładnie” rozwalone.

 

A to hotel z zewnątrz. Niestety nie mam zdjęć ze środka hotelu. W internecie jakoś też mi było ciężko ten hotel znaleźć.

widok po wyjściu z hotelu na plac główny w Sławutyczu
widok na hotel z placu (ten 2 biały budynek dalej)

Poza tym było tam cieplutko i przytulnie. Bardzo byłam zadowolona, że tam będziemy spać i każdego dnia po całodziennych wojażach w Strefie wracałam tam z wielką ochotą.

Tego samego dnia poszliśmy jeszcze na kolację do restauracji „Stary Tallin” po drugiej stronie tego dużego, centralnego placu w Sławutyczu, który widać na jednym z powyższych zdjęć.

„Stary Tallin” to był nasz punkt spotkań. Codziennie rano przed wyjazdem do Zony jedliśmy tam „śniadania” i jak wieczorem mieliśmy ochotę gdzieś jeszcze wyjść to głównie szliśmy tam. Bardzo tam smacznie :).

No i na koniec dnia ok północy poszliśmy spać a już ok 5 rano była pierwsza pobudka i pierwszy wyjazd do Strefy Wykluczenia…

8 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *